Wędrówka na Barania Górę - 1999r.
W lutym 1999r. odbył się kurs zastępowych "Osada Inui". Finałem kursu było "zdobycie bieguna":) Części uczestników - to jednak nie wystarczało, zapragnęli bowiem, zdobyć coś więcej niż tylko "kokotkowy biegun". I tak narodził się pomysł wyprawy w Beskidy i dwudniowej wycieczki, której celem była "Barania Góra" (1220 m n.p.m).
Wyprawa, pod kierunkiem "Szamana" - druha Mariusza Maciów i "Wodza" - druha Bartka Zbączyniak, wyruszyła z Węgierskiej Górki pod koniec kwietnia 1999r. W jej skład weszli między innymi: Milena Doleżych, Małgosia Boś, Wojtek Kuźnik, Adam Dalecki, Piotrek Sottopietra, Darek Synowiec, Marcin Wawrzyniak, Mateusz Siwiaszczyk, Ania Ożarowska, Gabrysia Wielgus, Kasia Kubanek, Asia Pela, Mariusz Jasiński, Katarzyna Dukaczewska, Maja Bartnicka, Dominika Malczewska.
Pierwszym punktem wyprawy był fort "Waligóra" - część systemu obronnego znajdującego się w okolicach Węgierskiej Górki - nazwanego na część toczących się tu we wrześniu 1939r. zaciekłych bojów - "Westerplatte południa".
Po jego zwiedzeniu kursanci ruszyli dalej w górę:) W połowie drogi ("dokładnie w połowie drogi") prowadzący "zdobywców" przeżyli spory stres, bowiem zniknęły oznakowania wskazujące szlak - powodem tego, mało miłego faktu, była wycinka sporej połaci lasu.
Jednak nie z takich opałów druhowie wychodzili:) Po poradzeniu się "Inu" ruszyli dziarsko nie zważając na przeszkody i powalone drzewa. Mimo, że w górę "zdobywcy" wędrowali dopiero kilka godzin, zmęczenie już dawało o sobie znać, o czym wspomina druh Adam: "Na tej wyprawie na plecach miałem kostkę wojskowa, a do niej przyczepiony, dyndający na sznurku śpiwór, który po kilku godzinach marszu dał mi już tak w kość, że chciałem go wyrzucić do potoku. Następnie w miejscu gdzie była wycinka drzew, w jednym momencie musieliśmy przechodzić po powalonych sosnach i wtedy z dyndającej tym razem reklamówki zamocowanej z przodu do mojego pasa, wypadła mi na ziemie "pamiątkowa" deska do krojenia. Byłem już tak zmęczony, że nie miałem siły zejść z tej powalonej sosny na ziemie, schylić się i ją podnieść... deska przepadła.:(". Jak wspomina inny uczestnik wędrówki - Marcin Wawrzyniak, było ciężko:): "Przy kostce Dalca, plecak Ani, to była szafa trzydrzwiowa z lustrem. Po chwili wędrówki Kuzio, zlitował się nad Anią ... przejął cały jej majątek i dzielnie kroczył pod górę".
Kierunek wydawał się dobry. Gdy wszyscy myśleli, że szczyt jest tuż tuż... natrafili na spora warstwę śniegu. Jak wspomina Miłka "w drodze na szczyt natrafiliśmy na miejsce, gdzie było śniegu po pas. Sotek, mimo zwracanej mu uwagi poszedł właśnie tamtędy. Zapadł się i podczas próby wydostania się na powierzchnię rozerwał spodnie w kroku:). Ostatecznie z zaspy pomógł mu wydostać się Siwy". Jak dodaje druh Mateusz: "Spodnie Sotka to nie tyle pękły mu w kroku, co rozerwała mu się cała nogawka od kroku do kostki i Ciufa dał mu jakąś taką góralską skarpetę, żeby Sotek nie szedł z gołą nogą;)".
Pod opieką "Inu", zmęczeni już wędrówką piechurzy dotarli wreszcie na sam szczyt (a nawet wyżej). Trudy wędrówki wynagrodził im przepiękny widok ze szczytu platformy widokowej.
Mylił by się jednak ten, co pomyślał - teraz to już będzie z "górki". Z górki to było tylko na mapie:) Powoli zapadał zmierzch, jak przypomina Milena: "w drodze do schroniska marsz był utrudniony - znów przez zalegający śnieg. Mieliśmy do wyboru: albo brnąć po grząskim brzegu, albo wędrować korytem rzeki. Kilka osób wybrało drugie rozwiązanie. A że dno było kamieniste (i pokryte lodem - wtrąca druh Mateusz), doznania były dość wyjątkowe ;-) Jak to określił Anaruk: "chiński masaż dla stóp". "Tuż przed samym schroniskiem Sotek (który wędrował z ręką w gipsie) poślizgnął się i zwichnął palec w tej ręce na której miał gips, nie wiem jak on to zrobił:)" - dopowiada Adam.
Podczas wędrówki, schronisko PTTK na Przysłopie, jawiło się wszystkim jako oaza:) Gdy wieczorem zmęczeni i przemoczeni harcerze i harcerki (ma się rozumieć) dotarli do niego, okazało się, że oaza, to najmniej pasujące określenie do tego miejsca.
Temperatura wewnątrz budynku była co najwyżej letnia (ze skłonnością do niska), nie paliło się światło w ubikacjach (wspierać się trzeba było latarkami), a o wysuszeniu mokrych rzeczy i butów na prawie zimnych kaloryferach nie było mowy. Dobrze, że jedzenie "zdobywcy szczytu" mieli swoje, a wrzątek przysługiwał im wraz z twardym łóżkiem piętrowym i jak opowiada druh Adam: "Łóżko na górze było tak blisko sufitu, że jak się zapomniałeś to podnosząc się na łóżku za każdym razem uderzałeś głowa w sufit. Każdy na górze miał po kilka guzów na głowie:)))".
Po posiłku, obowiązkowej piosence:) i podzieleniu się wrażeniami, nasi wędrowcy zasnęli, gdzieś w okolicach - północy. Kilka godzin później, po 4 rano już byli na nogach. Za to jak wspomina Miłka: "Dyskomfort był tak duży, że następnego dnia, zanim założyliśmy buty, stopy otuliliśmy workami ;-)". W egipskich ciemnościach wyruszyli w drogę powrotną.Ta wyprawa to była jedna wielka przygoda:) Inaczej zresztą być nie mogło:) "Gdy rano wychodziliśmy jakimiś bocznymi drzwiami z piwnicy (nie wiem dlaczego) drzwi otwierał Szaman, a tuż za nim stal Siwy, który chciał coś powiedzieć, w momencie gdy drzwi się otworzyły, do gardła wpadła mu ogromna ćma, która utknęła mu w przełyku i chyba wypluł ja dopiero w gdy dotarliśmy na dworzec ... kaszlał i krztusił się cała drogę w dół:)" - wspomina druh Adam. Oczywiście w myśl zasady, nie rób tego co już robiłeś drugi raz - innym szlakiem, przez Wierch Wisełkę i Fajkówkę:) Jak ciężkie to były chwile, świadczy fakt, że z tej powrotnej trasy nie zachowały się żadne zdjęcia - nikt po prostu nie miał siły ich robić:) Gdy po 4 godzinach harcerze, i jak najbardziej, harcerki dotarli na stację PKP byli wykończeni. Dopiero w pociągu, mogli swobodnie ogrzać stopy, wysuszyć buty i...
Wędrując z "Inu", jedno co można było powiedzieć z pewnością, to - to, że nie było się nudzić, a przygoda czekała na każdym kroku. W przedziale, w którym zmęczeni i utrudzeni harcerze z harcerkami wracali do Lublińca, podróżował także profesor Jan Miodek, z którym przez resztę drogi toczyli przyjemną rozmowę o zawiłościach języka polskiego i nie tylko:)
Opracowane na podstawie:
Wspomnienia - Bartłomiej Zbączyniak
Wspomnienia - Milena Doleżych-Szymiczek
Wspomnienia - Adam Dalecki
Wspomnienia - Mateusz Siwiaszczyk
Zdjęcia:
Zbiory własne - Bartłomiej Zbączyniak
Zbiory własne - Milena Doleżych-Szymiczek
Archiwum Hufca Lublinec